[Recenzja]


Hobbit: Pustkowie Smauga

Hobbit: Pustkowie Smauga

Wraz z przyjaciółmi zdecydowaliśmy się wybrać na maraton zorganizowany przez kino. Dla przypomnienia mogliśmy obejrzeć pierwszą część przygód kompanii Thorina i po piętnastominutowej przerwie wznowiliśmy śledzenie ich drogi do Ereboru w części drugiej. Pomysł fantastyczny, tym bardziej jeżeli ktoś nie oglądał poprzedniej części mógł bez fabularnych strat spowodowanych nieobejrzeniem części pierwszej przyjść na ten seans.  Jeśli ktoś narzekał na powolne tempo części pierwszej to będzie zachwycony „dwójką”. Uważam, że tym razem Peter Jackson zrobił tyle dobrego, co złego dla tej części. Jest parę pomysłów, które wg. mnie niszczą parę wątków. Na szczęście film w całej swej okazałości jest dobry i można popatrzeć na niektóre sceny z przymrużeniem oka albo w ogóle jedno przymknąć. Wygląda na to, że nie tylko ja miałem takie odczucia, bo w raz ze mną większość kina chichotała. Zacznę dzielić się z Wami błędami i tym co nie podobało mi się. Później ku mej i Waszej uldze napiszę dlaczego mimo wszystko warto obejrzeć ten film.


Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

 


Przygoda zaczyna się znaczną retrospekcją przedstawiającą wydarzenie sprzed pierwszej części. Punkt dla Petera, bardzo podobał mi się ten zabieg. Pierwsze minuty widz siedział w fotelu zastanawiając się „co jest grane?” . Wyjaśnienie na pewno pomogło osobom, które nie czytały książek. Film jest dosłownie miodny do momentu gdy pojawia się Legolas. Cały czas zastanawiałem się co on tam robi. Dużo, dużo później odkryłem oczywistą rzecz – zarabiał pieniądze dla Petera. Uważam, że przez niego fabuła zrobiła się strasznie naciągana, a ilości efektów specjalnych do walk między nim a orkami nie powstydziłby się Michael Bay. To co w trzeciej części Władcy Pierścieni Legolas zrobił z mumakilem to pikuś. W Hobbicie Książę Mrocznej puszczy nie potrzebuje broni. ZABIJA ORKÓW SZYSZKAMI. Piruety i inne akrobacje w powietrzu w wykonaniu elfa-zabijaki były dla mnie momentami prześmieszne. Nie chcę wspominać o tańcu na głowach beczko-krasnoludów w rwącej rzece. Wszyscy wiemy że to baśń i wszystko jest możliwe. Wszyscy znamy osławioną zwinność elfów. Ale bez przesadyzmu, oh Peter, please.


Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.


Prześmieszna rzecz #2? Wątek miłosny Tauriel i Kili’ego. Rozumiem, że Peter chciał zamieścić jak najwięcej podobieństw do trylogii sprzed dziesięciu lat (czyli wątek miłosny Arweny i Aragorna… Albo jak kto woli trójkącik Arwena-Aragorn-Eowina) ale apeluję o opamiętanie się! To już druga postać która nawet nie istniała w tej historii i dodatkowo miesza w kanonicznej treści z książki. Na szczęście nie przysparza to większych problemów fabule bo rozwiązanie jest proste, nie chcę spojlerować (w trzeciej części wszystko będzie wyjaśnione). Wystarczy obrzucania błotem Hobbita2. Przejdźmy do cukierków.


Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.


Rewelacyjna kreacja Smauga! Pierwsza myśl jaka ciśnie mi się na usta. Zamysł i wizja twórcy tego smoka jest genialna. Rysy pyska trwożą i jednocześnie pasują do inteligentnych wypowiedzi przedstawiciela gatunku smokowatych. Słyszałem pogłoski, że wzorowano się na rysach twarzy aktora, który podkładał głos smokowi (Benedict Cumberbatch) i muszę przyznać, że coś w tym jest. Przyglądając się zdjęciom aktora można dostrzec w nim Smauga. Zachowano wszystkie opisy bestii – nawet zwrócono uwagę na monety i klejnoty między łuskami smoka, które wcisnęły się tam przez długie leżakowanie w skarbach dodatkowo uszczelniając naturalną zbroję.


Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.


Film został również rozszerzony o sceny, które w Hobbicie (książka) były napomknięte w jednym zdaniu albo dopiero są opowiadane Frodowi w Rivendell we Władcy Pierścieni. Rozszerzono film o ścieżkę Gandalfa i jego dzieje oraz prawdopodobnie zostanie przedstawiona bitwa o Dol Guldur i geneza Czarnoksiężnika z tych ziemiach. Reżyser od razu przedstawił jego postać w przeciwieństwie do Tolkiena, który ukrył jego tożsamość. Dowiadujemy się również skąd Gandalf z Władcy Pierścieni zna oblicze Saurona jako „Oko bez powiek okalane płomieniami”.


Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.


Peter i jego załoga jak zwykle pozwolili nam zawiesić oko na niesamowitych widokach. Świetnie zaprojektowane miasta (Esgaroth, Dale i Erebor), Mroczna Puszcza wraz z królestwem elfów, a nawet dom Beorna dosłownie oszałamiają. Moja wyobraźnia została zauroczona tymi obrazami, sam jestem zachwycony pomysłami. Tutaj absolutnie nie ma się do czego przyczepić. Jedynym mankamentem, jak już wcześniej wspomniałem, jest obecność Legolasa i przesadzone momentami tempo akcji. Cieszę się, że scenariusz jest bardziej dynamiczny i obfity w walki jednak co za dużo to nie zdrowo, bo niekiedy i Thorin swoimi akrobacjami dorównywał Legolasowi. To tylko moja sugestia, także nie miejcie żalu do mnie. Ta dynamika ma tyle wspólnego z tą epicką i heroiczną powieścią co truskawki z burakami. Niecierpliwie czekam na część trzecią, w której pojawią się aż dwie ogromne bitwy (i jedna mała, ot co). Jestem ciekawy jak to wszystko zmieści się w tak ograniczonym czasie. Rani mnie sama myśli, że wszystko zostanie pocięte i zredukowane do krótszych scen ujmując nam widoków długich walk na podobieństwo zekranizowanej bitwy o Rogaty Gród…


Podsumowując, polecam obejrzeć tą część nie tylko ze względu na śledzenie dalszych losów Thorina i jego kompanii. Film został urozmaicony o naprawdę widowiskowe sceny walki i zapierające dech w piersiach widoki. Nie brakuje również dowcipów, których jest niestety mniej jak w części pierwszej, a nowozelandzkie krajobrazy po raz kolejny są niezastąpione. Już któraś z kolei wyprawa do Śródziemia była nieco bardziej uciążliwa w porównaniu do wszystkich poprzednich. Mimo, że były elementy, które wywoływały we mnie naprawdę mieszane uczucia (dosłownie bo śmiałem się, trochę roniłem smutki, później znowu śmiech) to i tak nie żałuję że poświęciłem moje 2,5h z życia w kinie wracając do domu w środku nocy. The end.

 


PS Niżej umieszczam również film, który rozbawił mnie do łez. Twórcy nabijają się z absurdów fabularnych. Zakończenie z Legolasem? Genialne, prawie realne 😀